właśnie słucham



jesień przyszła
i patrząc za okno, poza tyłkiem budowlańca wystającym z jego portek, widzę że zostaje na dłużej.
razem z nią parę nowych płyt pojawiło się na półce.
tak na zmianę refleksyjnych i energetycznych.
Żeby trochę wczuć się w czas a trochę odbić się od melancholii.
ale od początku.



[ my bubba & mi / how it's done in italy ]


płyta ma już 3 lata, ale trafiłem na nią dopiero teraz. i może dobrze, bo idealnie nadaje się ten lekko popowy blues na jesienne klimaty.
dwie panie z kopenhagi proponują dwugłos w akustycznych klimatach na gitarze i banjo i uwaga harfie!
kompozycje zajebiście proste i melodyjne ale na moje ucho to leżą jak ulał.

jest tu posmak jakiegoś wioskowego country, swingu i bluesa - czyli wg mnie idealna recepta na chłodne pisanie w nocy kolejnego scenariusza.









[ vampires weekend / modern vampires of the city ]



oj tu zupełnie inaczej...
jak na debiutanckiej płycie, tak i tu - energii jest tyle, że wystarczy aż do wiosny.
zajebiście skomponowana w klasycznym rozumieniu alternatywnego rocka. 
nie ma tu udziwnień i komputerowych magików którzy zaokrąglają boki i dodają efekty.
ostre łupanie w gitary i bębny to właśnie to co chłopaki robią zajebiści.
i może nie ma tu tak chwytliwych numerów jak debiutanckiej [ contrze ] ale co z tego
mnie się tego słucha po prostu idealnie.

idealna płyta do porannej kawy i przeglądania tego co napisało się wczoraj. 







[ goldfrapp / tales of us ]


i znowu sentymentalnie 
to już kolejna płyta duetu z londynu ale ja się nijak nie mogę nimi znudzić.
Szczególnie że ta płyta idealnie wpisuje się w mój klimat muzyczny teraz gdzie jakoś mnie wzięło i słucham płyt z lat 90.
za każdym razem kiedy jej słucham ma wrażenie jakby była ścieżką dźwiękową z serialu [ twin peaks ] tylko napisaną od nowa.
jest tu ten sam klimat, jakaś taka melancholijna nuta która zmusza moją wyobraźnie do myślenia o [ laurze palmer ].

wg mnie może mogla by być trochę bardziej różnorodna bo ewidentnie zanurzona jest w refleksyjnych klimatach.
ale wybaczam jej to jednostajne  temppo bo jak już wczeniej pisałem zabiera mnie za każdym razem w podroż w lata gdzie [ bob ] straszył zza kanapy a [ lara flynn boyle] językiem wiązała ogonek wisienki. 
a to więcej niż dużo.






[ lou doillon / places ]

córka [ jane birkin ], siostra [ charlotte gainsbourg], międzynarodowa modelka i aktorka.
i ... piosenkarka oraz kompozytorka.
i to jaka
ta płyta po prostu urwała mi jaja
choć w sumienie ma tu niczego czego człowiek by wcześniej nie słyszał to mimo wszystko jest tu jakaś energia która po prostu zmusza człowieka do słuchania jej od początku do końca.
nie wiem co to
jakiś smutek, jakaś mądrość życiowa doświadczenie. nie wiem. nie potrafię tego zdefiniować ale przecież jak to mówią:
nie muszę wiedzieć jak działa komputer żeby z niego korzystać.
i tu podobnie jest z tą płytą
nie wiem jak - ale działa na mnie bardzo intensywnie. 






właśnie przeczytałem




[ zygmunt miłoszewski - uwikłanie / ziarno prawdy / bezcenny ]




kryminał - każdy wie - najlepszy na lato.
ale to co pisze pan [ miłoszewski ] to wykracza poza leżakowe czytadła.
świetnie napisane historie, gdzie sam nie wiem czy bohaterowie, czy język czy moja ukochana narracja dominują.
to książki kompletne. i jeśli ktoś mi powie że w polsce nie ma pisarzy na miarę hollywoodu to mu wepchnę okładki tych książek do gardła.
niestety - nasz lokalny rynek próbuje jak może ale....
i tak miszczu [ bromski ] próbował coś z tym zrobić.
wyszło koszmarnie i nie rozumiem po co się babrał w pisanie historii od nowa kiedy w zasadzie przed nim był gotowy scenariusz?
wie pewnie on sam i jego nabrzmiała ambicja.
pomijając film i miszcza.

książki błyszczą i brzęczą.
nie dość że ciekawe, to jeszcze dowcipne i poruszające się po tym naszym polskim bagienku jak mało które.
dla mnie bomba - a kto nie zna ten trąba.